Młodzi w puchowych kurtkach rozpijają bronki. Mają może po szesnaście lat i są głupsi od krowy. Wleźli w krzaki, tak bardzo nie chcą, by ktoś ich zobaczył. Mają biedne brody i obrączki wytatuowane na palcach. Zerkam jeszcze za siebie i widzę kolejnego nieszczęśnika. Człapie w białej puchowej kurtce. Głowę schował pod kapturem. Nie za ciepło ci, sukinsynu? Jest i on, dureń patentowy. Stoi pod przęsłem w idiotycznie długim płaszczu i ubłoconych gumofilcach, słowem, wygląda jak zboczeniec z parku albo świadek Jehowy. Zresztą żadna różnica.
Idę do niego z uśmiechem na gębie, i to takim, by widziano go z dworca na Powiślu.